All Good In Tha Hood!

Stay with US and have FUN

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

#1 2010-04-25 20:06:39

 T.O.P

Mr. Vicious.

Zarejestrowany: 2010-04-25
Posty: 18
Punktów :   

Big Bang by Neko Yoru

Znalazłem tego ficka na necie i bardzo mi sie spodobał, więc zamieszczam!

fanfick by Neko Yoru

http://i41.tinypic.com/1z1qvsh.jpg


Miał takie długie palce.
Seunghyun jakoś od razu zwrócił na nie uwagę.
Chłopaka zauważył, gdy tylko ten wszedł do klubu. Wyraźnie należał do tego rodzaju osób, które od razu rzucają się w oczy.
Białe, opadające na oczy włosy i radosny, na swój sposób dziecięcy, uśmiech. Miał w sobie coś cudownie niewinnego.
Tak naprawdę, rzadko w ten sposób zwracał uwagę na facetów – z reguły wybierał kobiety jako towarzystwo do drinka i do łóżka.
Chłopak musiał mieć w sobie coś naprawdę fascynującego. Ten dzieciak miał.
Tańczył chwilę w tłumie, zupełnie ignorując otaczających go ludzi. Widać było, że tańczył tylko dla siebie. Seunghyun nie mógł oderwać od niego oczu.
Wciąż śledził go wzrokiem, gdy chłopak podszedł do baru i zamówił jakiegoś kolorowego drinka. I te długie, szczupłe palce obejmujące szklankę.
Wtedy po prostu podszedł bliżej i zaproponował rozmowę.
Chłopak tylko się szerzej uśmiechnął i oparł brodę na położonych na blacie dłoniach, patrząc na niego uważnie.
Godzinę później wytoczyli się razem z baru śmiejąc się, ze wszystkiego i niczego jednocześnie. Chłopak się dotąd ani razu nie odezwał, tylko cały czas się uśmiechał. Teraz mocno obejmował Seunghyuna, gdy prowadzili się nawzajem do taksówki.
Już w samochodzie, te piękne, długie palce zaczęły rozpinać jego koszulę i wślizgiwać się pod nią, jakby obdarzone własnym życiem, podczas gdy ich właściciel był wyraźnie bardziej zainteresowany ustami czarnowłosego.
Seunghyun nawet się nie zastanawiał nad hotelem, i pojechali wprost do jego mieszkania.
Szybko zrzucone w drodze do sypialni ubrania, i delikatny, namiętny seks, jakiego Seunghyun nie miał od dawna, od jeszcze dawniej z mężczyzną, a chyba nigdy w tej sypialni.
Chłopak zasnął szybko, a Seunghyun zaraz po nim, tuląc go do siebie delikatnie, i myśląc, że nawet przez sen się uśmiecha i ciesząc się, że białowłosy po wszystkim nie wstał i nie wyszedł, jak sam zwykle robił.
Lecz w nocy nagle obudził go płacz.
Chłopiec siedział skulony na łóżku, obejmując ramionami kolana i płakał. Spojrzał na niego jak przerażone zwierzątko.
“Boję się…” wyszeptał.
Dwa ciche słowa. Seunghyun po raz pierwszy słyszał, że coś powiedział. Pomyślał, że jego głos jest przyjemny, miękki i mocny…
Złapał go za rękę, za dłoń o tych ślicznych długich palcach, i przygarnął go do siebie by mocno przytulić. To był odruch, instynktowne działanie.
Zaczął delikatnie głaskać jego miękkie, białe włosy, scałowywać słone łzy z policzków i szeptać ciche, kojące słowa by go uspokoić. Nagle wydał mu się taki drobny, gdy skulił się w jego ramionach, rozpaczliwie się w nie wczepiając.
Wkrótce zasnął, lecz Seunghyun jeszcze długo szeptał do niego uspokajająco.

Ale, gdy obudził się rano, łóżko było zimne, a chłopaka nigdzie w pobliżu.
Jednak jego ubrania leżały starannie poskładane na krześle, a w powietrzu unosił się delikatny zapach naleśników i jabłek z cynamonem.
Chłopak wciąż tu był, stał w kuchni, boso, w jednym ze starych podkoszulków Seunghyuna i, nucąc pod nosem jakąś prostą melodyjkę, smażył naleśniki.
Odwrócił się do niego, znów uśmiechnięty, tak jak cały wczorajszy wieczór, i Seunghyun miał wrażenie, że od tego uśmiechu rośnie mu serce, a kuchnia stała się jaśniejsza i przyjemniejsza niż kiedykolwiek.
I znów ten odruch - podszedł do niego i przytulił go mocno.
Chłopak zaśmiał się radośnie.
“Uważaj!” zawołał, nie przestając się śmiać, ostrożnie odsuwając, wciąż trzymaną w dłoni, rozgrzaną patelnię.
“Jednak umiesz mówić.”
“Czasem lubię milczeć.”
Powiedział, że nazywa się Kwon Jiyong. Miał dwadzieścia lat i studiował na wydziale mody. Lubił tańczyć, śpiewać i robić zakupy.
Żaden z nich nie wspomniał słowem o tym, co wydarzyło się w nocy.
Po śniadaniu Jiyong chciał wyjść, mrucząc niewyraźne ‘do zobaczenia’, tonem wyraźnie mówiącym, że więcej się już nie zobaczą. Jego uśmiech przygasł, i stracił swój radosny wyraz.
Seunghyun zatrzymał chłopaka w drzwiach, zaskakując tym nawet samego siebie, i pocałował namiętnie, dając mu do zrozumienia, że WYMAGA kolejnego ‘zobaczenia’.
Ale gdy Jiyong wyszedł, uświadomił sobie, że nie ma nic - adresu, czy numeru telefonu, nawet imię mogło być fałszywe.
Nie widział go tydzień. Aż znów wybrał się do tego klubu, a chłopak już tam był, znów tańcząc tylko dla samego siebie. Seunghyun pomyślał, że przypomina mu motyla.
Tak jak poprzednio, podszedł do niego przy barze, i, tak jak poprzednio, chłopak się nie odzywał a tylko uśmiechał. Mógł jednak przysiąc, że ten uśmiech rozjaśnił się na jego widok.
I znów jego mieszkanie, i znów cudowny seks. I znów cichy płacz, kojące słowa i delikatne uściski.
Tym razem jednak chłopak został u niego dwa dni.
Jiyong pachniał dla niego jabłkami i cynamonem. Nie sztucznym zapachem olejku, jaki się dodaje na święta do ciasta, tylko słodkim zapachem świeżo krojonych jabłek i ostrym, wyrazistym aromatem, dopiero co połamanej, kory cynamonowej.
Takie podchody trwały dwa miesiące, nim Jiyong dał za wygraną i przestał się żegnać z nim jakby mieli się już nie zobaczyć. Po kolejnym miesiącu wprowadził się do niego, powiększając słodki zamęt, jaki zrobił w jego życiu.
I ‘słodki zamęt’ było idealnym określeniem.
Gdy skakał po mieszkaniu z trzepaczką do ciasta, udając, że to mikrofon i śpiewał do niej ‘Marshmallow! Marshmallow! Czyżby to był miłość?’ z piosenki IU, ciesząc się przy tym jak głupi.
Gdy nie dawał się rano dobudzić[Seunghyun dość szybko dowiedział się, że samodzielne, wczesne wstanie, jest dla Jiyonga wyjątkowym zjawiskiem i uznałby je właściwie za niemożliwe gdyby nie pamiętał ich pierwszego poranka z naleśnikami].
Gdy biegał po całym mieszkaniu w panice, bo znów gdzieś zapodział projekty na zajęcia, a które w końcu okazywały się być albo na samym wierzchu, albo w najdziwniejszych miejscach, bo był na tyle nieprzytomny kończąc je, że lądowały na przykład w zamrażarce.
Najgorsze było, kiedy raz wsadził je do zmywarki, którą potem Seunghyun włączył… Od tej pory starszy chłopak zaczął pilnować, co białowłosy robi ze swoimi pracami.
Gdy pieklił się i złościł, bo Seunghyun wrzucił przez przypadek jego białą bluzkę do prania razem z kolorami.
Po czym zawsze robił mu wykład techniczny na temat jakiś tam właściwości tkanin, który po którymś kolejnym razie Seunghyun znał już na pamięć, chociaż dalej nie rozumiał z niego ani słowa. Ale przez kolejne kilka prań staranniej oddzielał ubrania.
Gdy czasem przychodził do Seunghyuna do pracy by przynieść mu lunch, i chłopak nigdy nie wiedział czy w pudełku będą naleśniki, landrynki czy pianki.
Nocne załamania były coraz rzadsze.
Seunghyun parokrotnie usiłował delikatnie wypytać, czego Jiyong się tak boi, jednak chłopak zawsze go jakoś zbywał. A to znów zgubił projekt, a to potrzebował ołówków, bo zniknął mu piórnik, i trzeba było natychmiast jechać kupować nowe…
To szczęście trwało pół roku.
Któregoś dnia Jiyong zniknął. Nie było go, gdy Seunghyun wrócił z pracy, mimo że kończył zajęcia wcześniej.
W pierwszej chwili nie zmartwił się zbytnio. W końcu chłopak był już dorosły.
Ale było coraz później i wciąż nie przychodził.
Usiłował się do niego dodzwonić siedem razy, zostawiając mu trzy wiadomości, ale Jiyong nie odpowiadał.
Seunghyun nie spał całą noc.
Ale Jiyong wrócił następnego dnia po południu. Cicho, tak jak zwykle z zajęć, rzucając blok w kąt i od razu zwinął się w kłębek przed telewizorem. Powiedział, że był u siostry.
Nie kłócili się. Rozmawiali spokojnie, a Jiyong obiecał, że następnym razem zostawi wiadomość, albo, chociaż odbierze telefon.
Jednak w nocy znów płakał.
Tyle, że tym razem było inaczej. Łkał i rzucał się w histerii, bijąc pięściami łóżko, poduszkę, a w końcu i Seunghyuna, wyjąc rozpaczliwie, że on się nie zgadza, boi się, nie chce, że tak nie powinno być.
A Seunghyun znosił to wszystko, przyjmował ciosy, nawet nie starając się zasłonić, i tylko go tulił i uspokajał tak jak zwykle. To nawet nie bolało, Jiyong w końcu był drobny i nie miał tak wiele siły…
W końcu jednak złapał jego delikatne dłonie, szepcząc spokojnie ‘dość’.
Zaczął je delikatnie całować, i znów przyciągnął do siebie uspokajając go, tak jakby uspokajał dziecko. Nagle uświadomił sobie, jak wyraźnie czuje jego żebra przez materiał koszulki, jak bardzo chłopak zmizerniał w ostatnich dniach.
Zbeształ sam siebie w myślach, że nie zauważył tego wcześniej. Musiał o niego lepiej zadbać, przecież w końcu…

Ale rano był taki jak zwykle. Uśmiechał się, cieszył z byle czego, z typową dla siebie radością dziecka.
I znów było jak wcześniej, chociaż nocne ataki z powrotem się nasiliły.
Jiyong jednak wciąż nie chciał powiedzieć, o co chodzi.
Miesiąc później Seunghyuna obudził wrzask.
Jiyong stał na drugim końcu pokoju, patrząc na niego rozszerzonymi ze strachu oczami, i oddychał spazmatycznie.
“Kim… ja… ty… co…” pojękiwał, nie będąc w stanie ułożyć jednego zdania. Po chwili osunął się po ścianie i zwinął w kłębek, płacząc rozpaczliwie.
Seunghyun zaraz znalazł się przy nim, i przytulił go mocno do siebie.
Tego dnia obaj zostali w domu, a Seunghyun nawet nie zadzwonił do pracy by wymówić się przeziębieniem czy czymkolwiek. Miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie.
Minął jednak prawie cały dzień, zanim Jiyong przestał się sztucznie uśmiechać i, znów płacząc, podsunął chłopakowi zadrukowaną kartkę.
Seunghyun przeleciał szybko wzrokiem tekst. Z różnych dziwnych, medycznych terminów udało mu się zrozumieć jedno.
Nowotwór.
Teraz zrozumiał, że to już nawet nie tak, że Jiyong nie chciał mu tego powiedzieć. On nie potrafił tego wypowiedzieć.
Przełknął nerwowo i wstał. Obszedł stół, przy którym siedzieli, i bez słowa wziął chłopaka na ręce przytulając go do siebie mocno.
“Kocham cię” powiedział cicho. “Kocham.”
Niektórzy mówią, że słowa powtarzane często, tracą na wartości. Ale Seunghyun postanowił, że będzie mu to od teraz mówił codziennie. Co chwilę. Kiedy tylko się da.
Nie mógłby znieść myśli, że nie zdążyłby mu tego powiedzieć… albo, że powiedziałby mu to zbyt mało razy.
Jiyong, z trudem, łamiącym się głosem wyjaśnił, że z tym się już nic nie da zrobić. Że to taki, co go już nie zoperują. Że on już może tylko…
Seunghyun nie płakał. Tylko czuł jakby… pękało coś w środku niego. Miał świadomość, że Jiyong wiedział to wszystko już przy ich pierwszym spotkaniu.
A następnego dnia Jiyong znów śmiał się jak zawsze.

Mijały dni, a Seunghyun znienawidził swoją pracę. Nienawidził tego, że musiał spędzać w niej czas, który mógłby poświęcić dla Jiyonga. Nie wiedział ile go im zostało. Rok, dwa, a może miesiąc. Może tydzień.
Jiyong przestał rozjaśniać włosy i powoli było w nich coraz więcej czerni.
Ale Seunghyun zaczął znajdować coraz więcej biało-czarnych włosów na poduszce i w łazience. Te cudowne, miękkie włosy.
Jiyong dostał histerii, gdy przy czesaniu zaczęły wypadać całymi pasmami. A Seunghyun tylko go tulił mocno do siebie, powtarzając jak bardzo go kocha, i jaki wciąż jest piękny, bez jęknięcia przyjmując słabe ciosy, mimo że klatkę piersiową miał już całą w siniakach.
Coraz więcej czasu spędzali w szpitalu – Seunghyun jechał z nim, gdy tylko mógł, a w końcu także i kiedy nie mógł.
Wkrótce grzecznie go poproszono o odejście z pracy. Nie przejął się tym zbytnio – jemu i tak już nie zależało.
Jiyong mówił, że nie powinien rezygnować z jego powodu. Że przeprasza go za wszystko, że jest ciężarem, że nie powinni byli tak…
Seunghyun go uciszał i znów powtarzał, że go kocha i tak ma być.

W którymś momencie Jiyong zaczął mieć halucynacje. Były momenty, gdy nie rozpoznawał Seunghyuna i uciekał przed nim w dzikiej panice. Czasem wskakiwał przerażony na stół, twierdząc, że wszędzie są jadowite węże. Raz rozdrapał do krwi ramiona i szyję, bo ‘mrówki mu weszły pod skórę’.
Nie pachniał już jabłkami ani cynamonem, a lekami i szpitalem.
Seunghyun kupił elektryczny odświeżacz powietrza o świątecznym zapachu.

Jiyong już bez przerwy nosił czapki. Dotąd uzbierał sporą kolekcję, i teraz cieszył się przed lustrem każdego ranka, dobierając odpowiednią kolorystycznie i stylowo do pogody, czy dnia tygodnia.

Tej nocy Jiyong nie płakał.
Jego palce… Jego piękne, smukłe, długie palce, teraz wyglądały dla Seunghyuna jak suche gałązki, mogące się złamać pod delikatnym naciskiem. Trzymał jego dłoń ostrożnie i tak jak zawsze szeptał jak bardzo go kocha, że jest z nim szczęśliwy, że Jiyong jest wciąż pięknym motylem.
Uśmiechał się jak zwykle.
“Kocham cię” powiedział miękko.
Sunghyunowi śnił się motyl, który odleciał.
Rano Jiyong już nie oddychał.
A Seunghyun… Tylko wciąż go do siebie tulił i płakał, bo to coś w nim już całkiem pękło.

Ostatnio edytowany przez T.O.P (2010-04-25 20:08:05)


http://i45.photobucket.com/albums/f75/i_love_tvb/big%20bang/bigbang-top.gif

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.makro09.pun.pl www.metalocalypse.pun.pl www.pakalizaka.pun.pl www.simy.pun.pl www.wisla-prokocim.pun.pl